Krakowski cykl „Dub Temple” jest chyba najprężniej działającym cyklem imprez dubowych w naszym kraju, do tego gromadzącym regularnie sporą publikę . Najpierw w Krzysztoforach, obecnie w klubie Fabryka, główny prowodyr tego zamieszania – Dubseed aka Kluczo aka Jacek Kluczewski wraz z ekipą (m.in. Rootzkilla, Ania Wierzba) konsekwentnie, z imprezy na imprezę podnoszą poprzeczkę do góry. W poprzednie urodziny bawiliśmy się przy Dubkasm’ie, a w tegoroczne urodziny gwiazdą wieczoru był Vibronics – jedni z pionierów digitalowego, ciężkiego brzmienia. Ale od początku…
Udział w urodzinowej zabawie zapowiedziało wiele osób i dało się to odczuć już na dworcu w Warszawie – minąwszy grupę osób w dreadach, w nadjeżdżającym na peron pociągi mignął mi kolega Skieras, który niczym Papież machał do kolejnych ziomków. Tłum był niemały, ale szczęśliwym trafem bez udziału własnej woli i zaledwie lekką pomocą sił własnych zostałem wtłoczony do wagonu jako pierwsza z 30 osób. Dałem się ponieść fali, zakręt w lewo i udaje mi się zająć ostatnie miejsce siedzące. Dalsza podróż przebiegła gładko i przyjemnie – na rozgrzewkę przed wieczorem włączyłem sobie w odtwarzaczu LP Vibronics i oddałem się zadumie, jak to u mnie z nimi było. A trzeba przyznać, że byli oni dla mnie jednym z pierwszych (jeśli nie pierwszym) odkryciem muzyki dubowej z UK. Pierwsza moja płyta winylowa to 10” wydawnictwo z ich labelu (Scoops), jedne z pierwszych siódemek także. Tak więc przemieszczając się żwawo taborem ulubionej ostatnio firmy transportowej Polaków, dumałem jak fajnie będzie pobawić się przy dźwiękach, które dość istotnie kształtowały (i nadal to robią) moje horyzonty muzyczne.
Przybywszy do Krakowa zdecydowałem się na szybkie dotarcie do klubu. Przed wejściem kolejne spotkanie – kolega Lesiak stojący na czatach. Po szybkiej wymianie powitalnych grepsów zdecydowaliśmy się na spoczęcie w jednej z przestronnych hal „Fabryki”, która jak była niegdyś halą fabryczną. Równie dobrze mogła robić też za schron dla wszystkich obywateli Liechtensteinu – miejsca tam co niemiara, co ma swoje zdecydowane plusy. Industrialny klimat i betonowa przestrzeń jak najbardziej pasują mi do dubowej imprezy ciężkiego kalibru.
Siedząc i gaworząc załapaliśmy się na próbę soundu – Steve i Madu także stestowali krótko możliwości Dubseed Sound Systemu. A jest na czym odkręcić gały – 23kW to niemało mocy… Ponieważ jako Steppa Warriors mieliśmy przyjemność inaugurować Dub Temple na tym zestawie całkiem niedawno, wiedziałem czego się spodziewać i byłem spokojny o dobry poziom techniczny; pozostało tylko czekanie na równie wysokie, artystyczne uniesienia.
O 22 ludzi w klubie zaczęło być coraz więcej, co jakiś czas grupka osób podchodziła nieśmiało/śmiało do ściany głośników zobaczyć, czy przypadkiem nie zepsute/grają/dmuchają/jak wyglądają (co niektórzy decydowali się nawet na macanie, zawsze lepiej sprawdzić czy nie trzeszczą). Sound grał na pół gwizdka i czekał na tłumy templariuszy mających dopiero się pojawić, a którzy to stać się mieli mięsem armatnim dla fali dźwięku generowanej przy pełnej mocy. Godzinę później sala była już praktycznie pełna, a ludzie radośnie bujali się do digitalowych rytmów.W międzyczasie ludzie jeszcze napływali, w tym kolejna reprezentacja podejrzanie uhahanej warszawskiej młodzieży (selektorskiej też), choć niektórzy już nie tacy młodzi i szczupli, zwłaszcza gdy stają za dekami…
Następnie na scenę weszli Jabbadub i weszli na pełnym szwungu, zmuszając ludzi do zdecydowanych ruchów skoczno-tanecznych. Energia płynęła ze sceny, a potężny dźwięk przytłoczył na początku wokal Duszy. Na szczęście później było już lepiej, a drugiej części niestety za wiele nie słyszałem – oddałem się towarzyskim pogadankom. Ci, którzy pierwszy raz byli w Fabryce, w dużej mierze mieli pozytywne wrażenia o miejscówce, czasem zgłaszali jakieś uwagi co do brzmienia – wiadomo, soundsystemowcom nigdy nie dogodzisz. Niektórzy wyznali, jak to kiedyś byli mogli się bawić na Vibronics (bo gościli już oni w naszym kraju), ale wtedy woleli rocka niż techno. Czas na gawędzie płynął wesoło, aż nagle uchem lewym usłyszałem, że Steve&Madu Messenger przejęli stery…
To była dla mnie niesamowita przyjemne odczucie – wejść na pełną salę ludzi na set Vibronics na tak solidnym nagłośnieniu… Steve przy laptopie z podłączonymi zabawkami Korga zdaje się, Madu za mikrofonem (z eleganckim goldem na szyi). Zaczęło się, płynęły tjuny regularne jak „Edutainment” czy „If a no Jah” i te nieregularne . W międzyczasie chwycił mnie głód, więc wybyłem na chwilę w celu zaopatrzenia się w prowiant. Wchodząc z powrotem na salę Madu akurat zagrzewał publikę okrzykiem „Are you ready for serious basslineeeeeeeeee” po czym z głośników zaczęła się wydobywać potężna ściana dźwięku, dzięki której niemal udławiłem się tyle co zakupioną kanapką. Później było jeszcze lepiej, bo Steve zagrał „Annointed One”, później dubplate „Let’s Vibronics play” na tym rytmie. W międzyczasie gościnnie zaśpiewała Diana Levi i moim zdaniem poradziła sobie bardzo dobrze. Ilość ludzi na parkiecie nie malała, dziki skank przy „King’s Solomon seal” był tylko preludium do tego, działo się przy „African Stone”. Nieuchronnie zbliżała się godzina 3, a więc trzeba było nastawiać się na końcówkę. Finalnym tjunem był szaleńczy digitalowy dubplate od Russa D jeśli się nie mylę, a na bis dubowy terror zasiał „Terror”!
Po secie można była zakupić suweniry od Steve’a w postaci ostatnich 7” z ich labelu Scoops i od razu otrzymać na nich autograf. Euforia u niektórych była na wysokim poziomie, bo płyty nabyli nawet Ci nieposiadający gramofonu. To się nazywa zdobyć rynek!
Podsumowując – to była jedna z najlepszych, na jakich dane mi było uczęszczać na naszym rodzimym podwórku. Cieszy niezmiernie ta wysoka frekwencja, która z nadzieją pozwala patrzeć w przyszłość. Czwarte urodziny będą pewnie równie udane, a przecież po drodze kolejne odsłony Dub Temple. Jest na co czekać! Gratuluję Dubseed&ekipa i jeszcze raz życzę stu kolejnych dobrych imprez.
P.S. Pozdrawiam wszystkich z którymi dane mi było spotkać się w Fabryce i zamienić parę słów – Manfas&Monika&Krzychu&Klon&Ola&Rasba&Pacino i inne znajome twarze. Speszial rikłest to Skieras&Lesiaka&załoga z pociągu. Podziękowania dla publiczności całej – tej z Krakowa i dla wszystkich, którym chciało się przyjechać!
P.S2. Dziękuje klubowi „Fabryka” za posiadanie stoiska z pożywieniem, i to dostępnym w wersji wegetariańskiej.
P.S3. Sponsorem relacji jest 😉
Update: nagrywkę z imprezy możecie ściągnąć stąd. A tutaj trochę zdjęć z imprezy.