Znane są w polskim reggae przypadki nietrafionych nazw zespołów. Czy nie obawiasz się, że nazwa DUP! może określić projekt jako niezbyt poważny?
To nie jest tak do końca. Owszem, chcieliśmy sobie zrobić żart z kolegami, ponieważ mamy takie zespołowe poczucie humoru. Stwierdziliśmy, że będziemy robić dużo hałasu, taki dub mało liryczny, nastawiony na to, że wszystko trzeszczy i smaży się, jak w starych jamajskich nagraniach. Wszyscy wiedzą, że chodzi o tzw. „uderzenie”, a nie o zadek. Na tej płycie jest dużo żartu. Tytuły piosenek są dosyć kontrowersyjne, bo stwierdziliśmy, że projekt nie może być na poważnie. To jest muzyka niszowa i nie ma potrzeby robić z tego wielkiej sprawy. Trochę się obawiam, że ludzie będą mieli problem z odmienianiem nazwy. Na przykład profil myspace zespołu będą nazywali jako dupny, albo coś w tym stylu (śmiech).
Z kim nagrywałeś płytę?
Zacznę od perkusisty Marka „Siekierki” Sieroszewskiego znanego z Tumbao, Tumbao Riddim Band i Jamala. Na basie grał Tomek Krawczyk z Papriki Korps. Na gitarze grałem ja i Tomek Księżopolski z Jamala. No i jeszcze moja, że tak powiem, druga połowa domu dogrywała wokale do dwóch numerów, żeby jednak coś tam śpiewało. Znam się z chłopakami od dłuższego czasu i zawsze chodziło nam po głowie nagranie takiej płyty.
Jak będzie się prezentował skład podczas koncertów?
Będzie taki sam jak studyjny. Póki co mamy problem jak to zorganizować od strony technicznej, bo nie ukrywam, że na płycie dużo dźwięków wypracowała maszyneria a nie muzycy. Chodzi mi o te wszystkie deleye, reverby i inne dziwne pomysły na robienie dźwięku. Chcielibyśmy, aby podczas koncertu ktoś stał za konsoletą na scenie, a zespół byłby takim multitrackiem. Coś w stylu tego, co robi Perch w Zion Train. Najpierw jednak musimy poskładać to jakoś w kupę, zrobić próby. Nie mamy spinki, aby zdążyć na wakacje. Letnie imprezy i tak już są praktycznie pozapinane jeżeli chodzi o obsadę. Myślimy raczej o tym, by jesienią pojawiła się druga płyta i wtedy pogralibyśmy sobie w klubach.
Wasze produkcje pokazują, że usilnie i wygląda na to, że bardzo skutecznie, staraliście się uzyskać brzmienie podobne do starych, jamajskich klasyków z lat 70. Jak osiągnęliście taki efekt w epoce wszechobecnej techniki cyfrowej?
Robiliśmy to po staremu. Bębny były nagrywane bez dolnych naciągów w tomach, werbel okręciliśmy szmatą. Wiesz, te wszystkie zagrywki, które można zobaczyć na starych filmach i fotografiach. Dzięki uprzejmości naszych znajomych mogliśmy kupić za rozsądne pieniądze stare, „vintage” sprzęty, jakieś preampy, mikrofony. Pomieszczenie, w którym pracowaliśmy nadaje się w zasadzie wyłącznie do nagrywania reggae, bo jest bardzo wytłumione. Perkusja brzmi w nim bardzo „na twarzy”. Staraliśmy się, aby efekt końcowy był podobny do muzyki, którą bardzo lubimy, czyli jamajskiego dubu z lat 70. Można nam zarzucić, że jest to próba kopiowania. Basista Asian Dub Foundation w filmie Dub Echoes stwierdził, że można grać jak King Tubby, ale przecież nie o to chodzi. Nam jednak troszeczkę o to właśnie chodziło. Teraz wszyscy nagrywają płyty reggae z nastawieniem na brzmienie radiowe, a myśmy skreślili radio na samym początku. Na płycie Dup! nie będzie numerów stricte rozrywkowych.
Jak wyglądał proces powstawania materiału?
Miałem pomysły na jakieś akordy, melodyjki które mi chodziły po głowie. Widziałem, że chcę mieć kilka konkretnych rytmów perkusyjnych, które bardzo lubię np. klasyczny „meltdown” z marleyowskim podziałem hi hatowym. To jeden z moich ulubionych rytmów perkusyjnych w reggae. Takie szkielety utworów zapisywałem w Cubase. Następnie zaczęliśmy pracę zespołową. W pierwszych nagraniach nie brał udziału basista Tomek. Siekierka dostał metronom i do perkusji dograliśmy wraz z Księżycem swoje pomysły. Strasznie się ubawiłem przy nagrywaniu instrumentów perkusyjnych. Zapomniałem, że nasz kolega Adaś (Mościcki – przyp. Red.), który gra w Maleo Reggae Rockers jest wolny i mógłby to zrobić. Jednak podszedłem do tego dość ambicjonalnie i kupiłem w sklepie siatkę przeszkadzajek. Zagrałem na nich, co sprawiło mi wielką frajdę.
Skąd pomysł aby dzisiaj, gdy bardziej jest popularny chociażby dancehall, wydawać płytę dubową i to jeszcze w takim klasycznych wydaniu?
Dlatego, że obecnie jest strasznie dużo dancehallu , nowoczesnych brzmień. Poza tym jedni próbują zrobić coś równie dobrego jak inni, a w efekcie i tak wszystkie numery są do siebie podobne. My nie mieliśmy tego stresu, bo to w założeniu miało być „jakieś tam”. Reggae to taka muzyka, do której jakby podejść harmonicznie, to okazuje się, że wszystko już w niej było. Wszystkie melodie zostały już zagrane, zaśpiewane, wszystkie możliwe ułożenia akordów już były. Dlatego nie stresujemy się, że to będzie podobne do jakiegoś „Kingston Dub” Tubby’ego.
Czy projekt Dup! to dla Ciebie odskocznia od tego co robisz w Jamalu?
W Jamalu gramy mocno elektronicznie. W secie koncertowym mamy praktycznie tylko dwa prawdziwe numery reggae. Reszta to szalona elektroniczna wizja Gieni, który nas zagania do trudniejszej, wymagającej pracy z loopami, pętlami, ciągłym graniem z metronomem. Przy projekcie Dup! mogliśmy podejść do nagrania bardziej na luzie i robić to, co się komu żywnie podoba. Było bardziej spontaniczne i bez napinki, że to ma być odkrywcze. Taka płyta, że włączasz play, nawet nie wiesz kiedy się kończy, a potem ją włączasz drugi raz.
Album ma wydać wytwórnia kompletnie „poza reggaeowa”. Jak doszło do tej współpracy i czy myślisz, że fakt ten zadziała na korzyść krążka?
Płytę wydaje Jamajka Music, czyli firma Majki Jeżowskiej. To niezależna wytwórnia. Majka sama sobie wydaje płyty, tylko dystrybucją zajmuje się ktoś inny. Znamy się prywatnie, bo moja dziewczyna tańczy u niej w zespole koncertowym. Parę razy się spotkaliśmy i została zarażona pomysłem: „Może byś wydała taką płytkę niezależną, co ci szkodzi? Może być fajnie, na pewno to się jakoś zwróci”. Tak drążyliśmy temat, aż w końcu Majka się zgodziła. Stwierdziła, że to fajny pomysł. W tym miejscu wychodzi też trochę nasze poczucie humoru, bo skoro jest firma Jamajka Music, to nie ma opcji, aby ktoś inny nas wydał (śmiech). Może być śmiesznie jeśli płyta wyjdzie za granicą i jakiś rastaman sprawdzi sobie stronę wydawcy, a tam jego oczom ukaże się piesek, albo inny kotek (śmiech).
Na ile trudno wydaje się w Polsce muzykę dubową i czy jest to interes typowo hobbystyczny?
U nas w Polsce to jest bardzo niszowa muzyka, wydaje się ją dla frajdy. Tutaj nie ma takiej kultury muzycznej, aby ten dub gdzieś przemycać. Wystarczy popatrzeć czego się słucha choćby w Niemczech, gdzie taki zespół jak Seeed jest gwiazdą niczym u nas Maryla Rodowicz. Może trochę przesadzam, ale skala zjawiska jest podobna. Albo Nowa Zelandia, gdzie w popowych produkcjach często używa się deley’ów, pulsu, nagrania mają dużo przestrzeni. Jak wydajesz 300 egzemplarzy płyty, bo tak chyba było w przypadku 12” winyla “Tell Me/Otwórz Oczy” (Echo TM meets EMZK – przyp. red), to masz praktycznie wszystkich nabywców policzonych. Wiesz kto je kupi i to z imienia i nazwiska (śmiech). Ta scena będzie rosła, ale wciąż wydawane są niskie nakłady, ponieważ jest mało odbiorców. Z czasem może gdzieś się ta muzyka przeniesie do radia, ale to jest kwestia wymiany pokoleń. Coraz więcej ludzi słucha takiej muzyki, lecz niestety nie jest ona promowana.
Kto należy do panteonu twoich ulubionych producentów dubowych?
Najbardziej cenię King Tubby’ego. Choć to wiekowa muzyka, wciąż jestem pod wrażeniem tego, że człowiek przy użyciu dwóch, bądź maksymalnie czterech ścieżek, był w stanie zrobić coś takiego. Szacunek dla niego również w kontekście konstrukcyjnym, bo jak czegoś nie potrafił to brał lutownicę i przerabiał urządzenie, które nie dawało rady. Cały też czas jestem pod wrażeniem sceny wiedeńskiej np. Tosca, Kruder & Dorfmeister, czy pana, który nazywa się Stereotyp. Praktycznie w każdym numerze jest jakiś element dubowy, czy to będą rozbudowane deleye, czy pulsacja, czy wyeksponowany bass. Również zespół Seeed, choć niezbyt dubowy, produkcyjnie, brzmieniowo i aranżacyjnie to absolutne mistrzostwo świata. Jamajczycy są za nimi jeszcze daleko, daleko w tyle.
Wywiad przygotowany we współpracy redakcji dubmassive.org i redakcji muzycznej Radia UWM FM. Rozmawiał Michał Napiórkowski, UWM FM