3 lata minęły od ostatniego wydawnictwa Kaly Live Dub z Francji, ich album „Lightin’ The Shadow” był wyśmienity – kawałek z Biga Ranxem grywam często na imprezach i to głównie szaloną dub wersję, Tym bardziej więc czekałem co nowego są w stanie nam zaprezentować. No i mamy 10 konkretnych utworów, a słowo „konkretnych” jest tu celowe – zespół gra live dub z mocnym akcentem elektronicznym w stronę dubstepu, w którym bas przeszywa każdą część ciała … dosłownie. Wokalnie tym razem wspiera ich tylko Leroy Green (w 3 kawałkach) i robi dobrą robotę. Cała płyta to muzyczna wizja Francuzów, którzy płyną między dubem a dubstepem…chociaż płyną to złe słowo, oni walą ścianą dźwięków, które na długo w nas pozostaną. Do faworytów albumu zaliczam „Run and go hide” (esencja ich stylu), „Can I make a wish” oraz „No bother jump”. To chyba najspokojniejsze utwory na płycie, ale bas jest w nich twardym fundamentem. Ta płyta to dowód na to, że muzyka nie ma żadnych barier i do tego można nią dokonać niezłego spustoszenia, polecam ją zdecydowanie ludziom otwartym na eksperymenty oraz fanom dubstepu aby usłyszeli jak robi go żywy band.