Relacje

Relacja z imprezy, festiwalu etc.

Dub Club z Bush Chemists subiektywnym uchem.

Dub Club z Bush Chemists subiektywnym uchem.

Kolejna odsłona warszawskiego cyklu Dub Club za nami. W sobotnią noc całkiem sporo osób przybyło do CDQu, chociaż do 23 nie zapowiadała się dobra frekwencja. Na szczęście ta 23 godzina w dobie ma jakąś magiczną moc, po wybiciu której na imprezach nagle jakoś robi się tłoczno (zazwyczaj).

Rozgrzewka przed główną gwiazdą zapewnili tradycyjnie Roots Revival i załoga Mystic Dubs. Highgrade i Jaszol zadbali o rootsowe wprowadzenie a połączone siły Jah Love i Jah Wind pocisnęli uk rootsami i dubami. Ten początek bardzo mi się podobał, zwłaszcza głębokie rootsiwa Highgrade’a i muzyczny ukłon w stronę Szwecji Mystic Dubów.  Mam tylko wrażenie, że na początku dla nieco pustej sali sound grał trochę za głośno, jak ten dźwięk się nie ma jak rozejść po ludziach to efekt jest dla mnie mało przyjemny. Ale jak się sala zapełniła to było elegancko.

Tłoczno zrobiło się jak King General i Dougie zaczęli show. Forward był duży a King General potrafi popłynąć na rytmie zawodowo. Do tego ta jego charakterystyczna barwa i styl robi z niego naprawdę unikalnego wokalistę. No więc impreza zaczęła się na dobre, wkrótce do Kinga dołączyli nasze rodzime głosy Pablopavo, Diega, Diany Levi, Deski wyzwalając dużą energię po stronie publiki. Były hity jak Money Run Things, Put Down Your Guns, nie mogło zabraknąć Broke Again. Tylko mi dubu w tym wszystkim brakowało…

Lubię Conscious Sound, to nie jest tak, że nie jestem fanem digitalowych produkcji Dougiego. Jestem, ale chyba niewystarczającym na wczorajszą dawkę. Jestem też fanem Dougiego w całym jego dorobku. Wczoraj mi bardzo brakowało jego dubowego talentu z Release The Chains, z Seven Winds From The East, z Star Dub. I nawet z tych produkcji z Kingiem Generalem nie było chyba tr0chę innych stylistycznie kawałków jak Searching, Lighting Strike czy Jah Army (chyba, że mnie akurat nie było na sali). Muzyka zaczęła mi się  zlewać w jeden, nieprzerwany ciąg.

Podsumowując, digitalowo było spoko, dubowo nie. Dla mnie, podkreślam – pozostali uczestnicy tego wydarzenia bawili się znakomicie, i oto chodzi. Ja też  cieszę się, że mogłem zobaczyć Dougiego i Kinga Generala w akcji, mimo końcowego poczucia zawodu i niedosytu. Muzyka jest dla wszystkich, w całej swojej różnorodności i we wszystkich swoich obliczach. Każdy czerpie z niej siłę, inspirację lub po prostu dobry nastrój i tej mocy muzyki wczoraj nie zabrakło, a to jest w tym najważniejsze! A całej reszcie możemy sobie rozmawiać i pisać.

Pozdrawiam w tym miejscu tradycyjnie miejscową załogę znanych mi sound systemowych maniaków 🙂 oraz wszystkich, którzy przyjechali z daleka i bliska a z tego co się orientuję, to była reprezentacja Poznania, Olsztyna, Łodzi, Gdańska, Wrocławia oraz wszystkich tych, których tu nie wymieniłem (Kajtek, Panczen – hi5 za spotkanie!)

I oczywiście widzimy się na następnej odsłonie 🙂

PS. Zdjęcia Bartka Murackiego możecie zobaczyć na reggaenecie,  materiały wideo powoli lądują w sieci.

Posted by yarecki in News, Relacje
Dub Club wystartował.

Dub Club wystartował.

Miniony piątek. „The weekend has landed […]„, tysiące młodych (i tych przeżywających drugą młodość) rusza w tango, oczekując być może tego, co Jip w Human Traffic. Ale jest pewien odsetek ludzi szukających innego klimatu, który też zresztą można zobrazować odwołując się do filmu:




I w ten piękny, rozpoczynający weekend dzień, ta grupa też miała gdzie się podziać – Dub Club wystartował.

Po wejściu do klubu na dużej sali przywitał mnie podmuch basu generowanego przez rozbudowany ostatnio sound system Roots Revival. 8 scoopów dbało o to, aby nie zabrakło  Bass Culture  w powietrzu, dosłownie. Na górnej sali Syntopa i KGS też na nagłośnieniu niestandardowym – paczkach Jah Love. CDQ wypełniony dźwiękami przepuszczanymi przez dużo kilogramów pasji do  brzmienia, swojego. I tak ma być, w końcu nie lubimy tego. Kochamy to.

W klubie bardzo dużo młodzieży, i to takiej, przy której ja czuję się lekko starawy. I to jest bardzo pozytywne zjawisko (to znaczy ta młoda młodzież, nie moje starzenie się). Zaważyłem również osoby, które chyba pierwszy raz doświadczyły potraktowania 17 kilowatami dźwięku. Być może jedna osoba słuchająca reggae wzięła kolegów i koleżanki. Ich miny przy spojrzeniu i podejściu do ściany głośników – bezcenne, takie „co to jest???” połączone z ucieczką, bo Gilo właśnie bas odkręcił. Pozytywne jest, że część z nich została na dłużej. Byliście też Wy – osoby, które od dłuższego czasu widzę na imprezach sound sytemowych w Warszawie i nie tylko. Część  znam osobiście (yo Lesiu, Kinga, Skieras, Wojtula, Pan Barteczek, Simon Dread!), część kojarzę tylko z widzenia – pozdrawiam Was w tym miejscu i cieszę się, że przychodzicie.

Impreza już przed 23 miała szybkie i dość ciężkie tempo. Jah Wind i Jah Love grali tłuste duby, ale mimo, że jestem maniakiem transowych utworów, których linia melodyczna może mieć 4 takty, to nie dałem się wciągnąć. Inaczej, nie potrafię wskoczyć do rozpędzonej lokomotywy, za to z chęcią się z nią rozpędzam. Aha – ComeYah naprawdę daje radę, będę obserwował i nasłuchiwał wieści.

Po przejęciu sterów przez Roots Revival przyszedł czas na słodkie reggae w postaci Grzesia Isaaca, Ijahmana Levi, było zawsze aktualne przesłanie Kingdom Rise Kingdom Falls. I’m in the dancing mood z głośników i mój mood też już był bez zarzutu. Później się rozpędziło, poszły dubplate’y i nowe produkcje. Luuubię usłyszeć „słuchajcie, ten dubplate przyszeł dzisiaj rano”, od tego jest chodzenie na sesje. Nie wszystko musi być wszędzie dostępne i poznane wcześniej, a w czasach internetu coraz trudniej o element normalnego, zdrowego zaskoczenia.  Było też muzyczna zapowiedź Bush Chemists, którzy będą na następnej edycji. Później znów Jah Wind i Jah Love dali ognia, później tune fi tune, a później… niestety trzeba było kończyć bo się 5 rano podobno zrobiła. Eh.

24 marca kolejny Dub Club. Bush Chemists przyjeżdżają, z King Generalem. Tym razem w sobotę, co, mam nadzieję, będzie ułatwieniem dla osób spoza Warszawy. Przyjeżdżajcie – warto!

Dub Club has landed!

Posted by yarecki in News, Relacje
Ostróda Reggae Festival 2011.

Ostróda Reggae Festival 2011.

Jesień już na dobre zadomawia się w naszym kraju, zatem to dobry moment na wakacyjne wspomnienia w relacji z 11 edycji Ostróda Reggae Festiwal. Festiwal odbył się  w dniach 11-14 sierpnia 2011 i, jak co roku, wystąpiło tam mnóstwo gwiazd muzyki reggae z najwyższej światowej półki. Usłyszeć i zobaczyć na żywo można było takich muzyków jak Stephen Marley, Sly and Robbie, Junior Reid czy Ranking Joe. Nie zabrakło także najbardziej znanych polskich wykonawców muzyki reggae. My jednak z racji naszej powszechnie znanej miłości do muzyki dub, reprezentując na festiwalu portal dubmassive.org skupimy się w naszej relacji głównie na dubowej stronie imprezy.

Na początku trzeba przyznać, że organizatorom udało się zebrać  imponujący skład artystów prezentujących muzykę z naszego ulubionego gatunku. Mieliśmy okazję posłuchać takich artystów jak Mad Professor, Jah Free, Vibronics, Reality Souljahs czy Bush Chemists. Większość występów dubowych skumulowana została pierwszego dnia festiwalu na zielonej scenie soundsystemowej, która w tym roku zbudowana została na podstawie nagłośnienia Dubseed Soundsystem z Krakowa (po różnych przygodach z nagłośnieniem w poprzednich edycjach, ta decyzja wyszła scenie zdecydowanie na plus – big up Dubseed!). Tym samym już pierwszego dnia zostaliśmy uraczeni prawdziwym soundsystemowym maratonem muzyki dubowej. Zawodową rozgrzewkę zapewniły dwie pierwsze gwiazdy zielonej sceny, Radikal Guru  i The Lordz. O ile Radikal Guru, doskonale znany zresztą wszystkim czytelnikom naszego portalu zaprezentował idealną mieszankę stylów dub/steppers i dubstep, to The Lordz, polscy reprezentanci sceny dubstepowej rozgnietli publikę niezwykle energetycznymi i karkołomnymi produkcjami dubstepowymi. Muzyka raczej dla koneserów dźwięków spod znaku „wooble” niż dla rootsowych maniaków, ale były to prawdziwie wybuchowe dźwięki! Pierwszą tego dnia zagraniczną gwiazdą była grupa Bush Chemists z Wielkiej Brytanii, w wyśmienitym składzie: Dougie Wardrop, Culture Freeman, King General oraz gościnnie Danman Sunnyvoice- znany mc reprezentujący skład Iration Steppas.

W składzie występującym w Ostródzie zabrakło niestety Chazbo, doskonałego producenta i wirtuoza melodyki. Mimo to, występ Bush Chemists okazał się absolutną festiwalową petardą stając się jednym z najjaśniejszych punktów całej imprezy. Pomimo bardzo wczesnej pory (Busch Chemists rozpoczęli swój występ około godziny 20) rozgrzali festiwalową publiczność do czerwoności prezentując niezwykle celną selekcję składająca się zarówno z rootsowych klasyków, produkcji Conscious Sounds jak również totalnych klasyków brytyjskiego soundsystemowego grania. Wersje okraszane głosem Danmana i King Generala wywoływały eksplozję muzycznej radości wśród festiwalowej publiczności.

http://www.youtube.com/watch?v=1C5ronAVLjo

http://www.youtube.com/watch?v=wXuB8y2jiEQ

http://www.youtube.com/watch?v=w6XrZb6nirY

            Po Bush Chemists na scenie pod namiotem pojawili się Reality

Souljahs, znani między innymi z EP „Book of Psalms” wydanej nakładem Kibir La Amlak. Zaprezentowali nieco bardziej stonowaną selekcję, którą swoim głosem urozmaicał świetny wokalista El Indio i bardzo ładnie wkleili w swój występ klasyki pokroju „Lot’s wife”.  Po nich namiot wypełniły ciężkie, dubowe walce prezentowane przez weterana sceny, Jah Free aka „The Dub Activist”. Prawdziwe szaleństwo miało miejsce podczas następnego wystepu – Vibronics w poszerzonym składzie – Steve, Parvez, Madu, I-mitri, Steve Splitz i Vanja O. Madu i Parvez doskonale dbali o nakręcanie atmosfery, a muzycy zrobili swoje masakrując ludzi vibronicsowymi klasykami.  Dubowy piątek na scenie soundsystemowej zakończył Mad Professor a jego show stał się kolejnym z najjaśniejszych punktów festiwalu. Przekrój przez produkcje studia Ariwa, mix na żywo w wykonaniu żywej legendy muzyki dub i wokalne wsparcie świetnej Sister Aishy, tak w skrócie można opisać ten występ. Nie mogło zabraknąć oczywiście piosenki „Guide and Protect”, która od pierwszych dźwięków została niezwykle entuzjastycznie przyjęta przez publiczność. Oprócz występu na zielonej scenie, Mad Professor wystąpił także na scenie głównej podczas koncertu „Izrael feat. Mad Professor”, podczas którego zaprezentowano na żywo materiał z płyty „Izrael Meets Mad Professor & Joe Ariwa” będąca dubową interpretacją krążka „Dża ludzie”.

http://www.youtube.com/watch?v=4FqxYloygIE

Na piątku nie skończyła się jednak dubowa odsłona festiwalu. W sobotę mieliśmy okazję wysłuchać występów dwóch polskich składów prezentującą szeroko rozumianą muzykę z kręgu roots i dub – Roots Defender & Natty B z Lublina oraz SmokeDaCrackOff z Krakowa. Bardzo ważną częścią festiwalu była także Yellow Stage prowadzona przez częstochowski Rise Up! Soundsystem. Przez 3 dni niestrudzenie pompowali oni powietrze basem, a przez ich scenę przewinęły  się dziesiątki selektorów i śpiewaków. Także reprezentacja portalu dubmassive.org 🙂 .

Jeżeli chodzi o około festiwalowe sprawy – szkoda, że tak mało było warsztatów czy innych spotkań związanych bezpośrednio i pośrednio z reggae. Miasto, owszem, żyje festiwalem, ale tylko głównie na zasadzie przewijania się masy ludzi. Brakuje trochę atmosfery znanej z innych festiwali muzycznych czy filmowych, na których w wielu punktach miasta ciągle coś się dzieje, jest przepływ myśli i działań – na Ostróda Reggae Festival  zostało to ograniczone do pojedynczych spotkań czy warsztatów.

            Podsumowując musimy przyznać, że mimo pewnych pewnych wpadek organizacyjnych, które są w pewnym sensie nieodłączną częścią dużych imprez, Ostróda Reggae Festiwal 2011 wywarł na nas  pozytywne wrażenie i dane było nam posłuchać solidną dawkę dubu. Nie zabrakło też wielu spotkań ze starymi i nowymi znajomymi – pozdrawiamy wszystkich, z którymi udało się choć chwilę porozmawiać.

King Dubear & yarecki

Posted by King_DuBear in News, Relacje
3 urodziny Dub Temple

3 urodziny Dub Temple

Krakowski cykl „Dub Temple” jest chyba najprężniej działającym cyklem imprez dubowych w naszym kraju, do tego gromadzącym regularnie sporą publikę . Najpierw w Krzysztoforach, obecnie w klubie Fabryka, główny prowodyr tego zamieszania – Dubseed aka Kluczo aka Jacek Kluczewski wraz z ekipą (m.in. Rootzkilla, Ania Wierzba) konsekwentnie, z imprezy na imprezę podnoszą poprzeczkę do góry. W poprzednie urodziny bawiliśmy się przy Dubkasm’ie, a w tegoroczne urodziny gwiazdą wieczoru był Vibronics – jedni z pionierów digitalowego, ciężkiego brzmienia. Ale od początku… Continue reading →

Posted by yarecki in Relacje
Reggae Tent na Slot Art Festiwal 6-10.07.2010 Lubiąż

Reggae Tent na Slot Art Festiwal 6-10.07.2010 Lubiąż

W dniach 6-10 lipca odbył się kolejny Slot Art Festiwal w Lubiążu koło Wrocławia. Pojawił się tam Reggae Tent, w którym wystąpili m.in. Tom Alla, Zasad Selekta, Sunnylion Selekta, Roots Defender Sound Kolektyw, Roots Revival, No Hands oraz Dub Obelix.

Dla dub-maniaków najciekawszymi dniami były czwartek i sobota. Czwartek był dubową nocą w Reggae Tencie, kiedy muzycznie zawładnął nim No Hands z Zielonej Góry wspomagany wokalnie przez JahKaszaka. Zaprezentowali oni dubowy live act w stylu prezentowanym przez Zion Train czy Vibronics, Po nich seta zagrał Quledub z kolektywu Dub Obelix z Poznania. Dubowa noc była przedsmakiem tego, czego mogliśmy się spodziewać po sobotniej nocy nazwanej Roots&Culture, kiedy to miały wystąpić dwie ekipy z nazwa Roots : Defender i Revival. Korzenną noc rozpoczął Roots Defender w składzie Be wu-selekcja, Natty B-singjay, Kisiel-gitara oraz Dajen Levi z pięknym głosem. Ich set to roots w najlepszym wydaniu klasyków gatunku, wzbogacony o zaśpiewy Natty B i jedynej kobiety w kolektywie  -Dajen Levi, a także o gitarę, którą zaczarował Kisiel. W czasie  trwania setu wystąpiły kłopoty techniczne spowodowane interwencja akustyka, który kazał ściszać królewska muzykę, w wyniku czego wyśpiewano „dubplejt” dla pana akustyka aka naleśnika. Po dobrej godzinie nagłośnienie działało tak jak powinno lecz do grania szykowali się Jsm Rootskontrola oraz Jaszol czyli RootsRevival. Slotowej publiczności zaserwowali solidnego seta, w którym przeważał uk roots z kilkoma cięższymi tjunami spod szyldu uk dub. Premierowo usłyszeliśmy dubplejt Roots Revival w 3 wersjach autorstwa nowego nabytku Roots Revival – King Dubera. W jednej z 3 wersji rytmu melodykę dograł sam Chazbo. Koniec tej dźwiękowej uczty nastąpił o 4, co uniemożliwiło mi zagranie seta promującego nasz portal dubmassiv.

Dziękuje wszystkim przybyłym do reggae tentu w każdy dzień trwania slotu, wszystkim spotkanym nowopoznanym. Big up dla Zasada, Roots Revival (którzy nie słyszeli głośnego pull up), RootsDefender (mało czasu na pogaduchy ), Jacka oraz Rycha.

PS. Dla tych, którzy nie dotarli na slot proponuję set Roots Revival ze Slotu http://www.talawa.fr/media/roots-revival-sound-reggae-tent-slot-art-3e5Za, a także set Roots Defender z czerwca tego roku http://www.rootsdefender.pl/media/rd_chatka_zaka_26_06_10.mp3.

Autorzy + zdjęcia – Katka&Bedi

Posted by Bedi in Relacje
Roots Defender w Liverpoolu – relacja

Roots Defender w Liverpoolu – relacja

Aba Shanti I & Roots Defender, Liverpool 2010CopyNatty B donosi:

jak jest? wyśmienicie. od powrotu z liverpoolu zdążyliśmy zagrać już w chatce żaka (lublin), natty b zagrał koncert z geto blasta, zrobiliśmy wstępną sesję nagraniową z dajen levi i szykujemy się wspólnie na 10 lipca, na slot art festival w lubiążu koło wrocławia. dzięki, zasad selekta!

a w liverpoolu? jesteśmy zadowoleni. dzięki ance, nungowi i adamowi (eat your greens sound) 19ego zagraliśmy przed Aba Shanti I, po 23ej przez godzinę, najdłużej z supportów, po take over sound system, a przed no fakin’ crew. i pochwalimy się: Aba Shanti I stał za nami i słuchał przez dłuższą chwilę, a pod koniec swojego występu pozdrowił nas ze sceny. jest się czym cieszyć. klub nazywa się the picket, jest w budynku pofabrycznym, wielkim magazynie?, mniej więcej na 600, może więcej, osób, a graliśmy na after party festiwalu africa oye na którym, oprócz zespołów z afryki, wystąpili andrew tosh i michael rose, obaj z towarzyszeniem the rasites, andrew tosh śpiewał the best of peter tosh, a michael rose the best of michael rose. i dobrze. i dobry sound. na after party nasz deejaying był po angielsku, zagraliśmy głównie klasyki, chociaż niekoniecznie te najlepiej znane, z polskich geto blasta „nie wypalaj się” i nauczyliśmy wszystkich śpiewać z nami chant słomy „mam ducha, duch ma mnie” na drum songu. dostaliśmy poważne oklaski, podobało się. wielki big-up dla tych kilku rodaków, którzy przyszli na imprezę i dzielnie pomagali w śpiewaniu zdecydowanie niepolskojezycznym uczestnikom, dzięki! postawiony sound system brzmiał tłusto, ludzie bawili się bez chwili przerwy, a podczas naszego występu zamknięto drzwi; przepisy health and safety mają srogie i nie wpuszczają więcej niż wolno. wyszliśmy po graniu z klubu na świeże powietrze i nie weszlibyśmy powtórnie do klubu, już zdążyli wpuścić z nas dwie osoby, gdyby nie to, że byliśmy artystami [artystą był natty b, ja tylko naciskałem start/stop – przyp. bw]. tuff. Aba Shanti I grał tylko z kompaktów takie roots, że tańczyliśmy w transie z otwartymi ustami i trzepoczącymi od fal dźwiękowych uszami, brak słów, takie ma wersje; zagrał burning spear i odpadłem, jak ja bym chciał mieć jedną, którąkolwiek! tak, każdy chce dla niego nagrać special. a on jeszcze śpiewa. świetnie śpiewa. zamieniliśmy wiele słów, jest niebywale skromny i sympatyczny. wielki człowiek. o 2ej wszystko się zakończyło, taki przepis, i powędrowaliśmy powoli do domu. jeszcze raz wielkie dzięki dla Anki i Aśki za gościnę!

następnego dnia graliśmy o podobnej porze w django’s riff. zdecydowanie mniej ludzi, tylko rootsowi hardcorowcy, bo studenci już się rozjechali i niedziela i trzeba do pracy po dwóch dniach festiwalu. graliśmy sporo polskich rzeczy i był z nami mc daddy mountain, który deejayował dla nas w prawdziwym old schoolowym stylu. wielka radość, big up, daddy mountain, yes!

liverpool możecie, oczywiście, obejrzeć na google earth, a my polecamy, jeśli droga zawiedzie, international slavery museum, czyli niewolnictwo aż do czasów współczesnych (tak, tak, nadal jeszcze istnieje, również w swoim podstawowym znaczeniu), baaardzo pouczające, zdecydowanie koniecznie, tate gallery i klub cavern, sztuk trzy na tej samej ulicy, w którym występowała sławna czwórka zanim stała się tymi wielkimi the beatles.

serdeczne pozdrowienia,
roots defender sound kolektyw, lublin

Posted by King_DuBear in Relacje
Weeding Dub w Katowicach

Weeding Dub w Katowicach

wd4To była już czwarta edycja Hajle Silesia w Katowicach, ale za to pierwsza o charakterze strickte dubowym . Śmiało można powiedzieć, że to pierwsza sesja dubowa w Katowicach, nie licząc występów Zion Train.

Tym razem przypadła na noc z 20 na 21 marca, a zatem było to typowe powitanie wiosny albo przeganianie zimy – jak kto woli, oby tylko skuteczne 🙂 Wiosna została powitana godnie i nie powinna się na nas obrazić.

Pomimo, iż w Katowicach w tym dniu odbywały się trzy większe imprezy (m.in. O.S.T.R. w Mega Clubie, Loxy w Inkubatorze), publika dopisała, choć tłumów nie było. Ciężko oceniać ilość ludzi, gdyż „Oko miasta” ma dużą przestrzeń, powiększoną ponadto o zewnętrzne tarasy, na których spora grupa zażywała „świeżego powietrza” i cieszyła się pierwszą tak ciepłą marcową nocą.

Gościem tej edycji był Wedding Dub wraz z Mc Oliva, którzy dzień wcześniej grali w Krakowie. Impreza rozpoczęła się z lekkim poślizgiem, lecz ludzie i tak dopiero powoli się schodzili i rozkręcali. Coraz bardziej zbliżamy się do warszawskich standardów, według których nie wypada pokazywać się w klubie, na imprezie, przed godziną 23 he he.

Przed występem Weedind Dub zagrał Bedi, który zaserwował publice dawkę porządnego dubu i wprowadził w cięższe klimaty utworami Dubkasm, King Erthquake czy Dubblestandart w wersji dubstepowej.

Po nim miejsce za konsoletą zajął Fifitfifti z Dub Livin’ Criminals, który przyciągnął do środka pierwszych tańczących. Zarzucił przynętę serwując sporo Zion Train, Abassi, Kanki czy Brain Damage.

Krótko przed północą na scenie pojawili się Francuzi i rozpoczęli swoje show. Nie zabrakło kawałków z płyty Sounds of Reality, w tym killera, remiksu kawałka Zion Train  – Baby Father oraz ostatniego singla – Words of life. Publiczność żywo reagowała na śpiew Mc Oliva, któremu spodobała się katowicka publiczność. Przepływ energii pomiędzy występującymi i publicznością był znakomity,a dźwięki melodyki pięknie rozbrzmiewały we wnętrzach futurystycznego „Oka”.

Po dubowym show Weeding Dubu stery przejęli chłopaki z Dub Lovin’ Criminals.

Imprezę uważamy za bardzo udaną, nie mamy zastrzeżeń, zarówno do klimatu, jak i przygotowania technicznego. Bas gromił porządnie, wibrując w powietrzu i nie raniąc uszu.

Kolejną imprezę z tego cyklu organizatorzy planują już w innym miejscu, ale to jeszcze nic pewnego. W każdym razie do następnego razu! 🙂

Autorzy Katka&Bedi

Posted by Bedi in Relacje
Dubkasm w Krakowie

Dubkasm w Krakowie

dubkasm1Dub Temple w Krakowie można uznać za jak najbardziej udane. Pomimo minusowej temperatury na dworze do klubu Krzysztofory przybyło dość dużo ludzi i mała sala pękała w szwach.  Nim nastąpił występ Dubkasmu, bardzo dobry set zagrali chłopaki z Global Roots Kolektif, prezentując solidną dawkę UK dubów. Po nich zagrał organizator całego przedsięwzięcia Dubssed, który wie co oznacza zdanie „dubwise no compromise”. Tyczy się to zarówno jego bujającej i przestrzennej selekcji, jak i nagłośnienia, które przygotował na ta imprezę. Bas szurał po cegłach klubu ostro, a w ubikacji trzęsło drzwiami i pisuarami.

Godzina 1 to już początek występu dwójki Brytyjczyków z Bristolu – Dj Strydy i Digistepa, czyli Dubkasm za sterami. Rozpoczęli od hołdu dla nieodżałowanego Yabby  You, zmarłego niecałe dwa tygodnie temu. Dj Stryda na początek poczęstował nas rootsami,  aby następnie przez dobre półtora godziny masować publikę steppersami. Z bardzo dobrej płyty „Transform I” zagrali m. in From the Fundation, Respeck, Babylon Ambush czy City Walls. Nie zabrakło też starszego kawałka Dub Judah Babylon is a trap oraz totalnej dla mnie niespodzianki w postaci singla Abassi & Vibronics. Wspomnieć trzeba iż każdy kawałek był grany wraz z wersja dubową, a wtedy najczęściej Digistep łapał za saksofon przygrywając piękne melodie, po prostu miód na uszy. Dj Stryda zapowiadał każdy numer podobnie jak ma to miejsce w jego audycji Sufferah’s Choice, przez co cały set pięknie układał się w całość. Po tych kilku godzinach w świątyni dubu przez dłuższy czas odczuwałem szum w uszach, lecz nie był on aż tak dokuczliwy jak na koncercie Zion Train w Katowicach widać, że Dubseed wie co robi gdy podkręca bas. Jeśli tak cudownie zaczyna nam się ten nowy rok to strach pomyśleć co będzie dalej. Wielkie dzięki dla organizatorów za tą imprezę – jako dubmassive.org jesteśmy dumni że mogliśmy być patronem tejże imprezy!

Autorzy: Bedi&Yarecki

dubkasm2dubkasm3

Posted by Bedi in Relacje