Relacje

Relacja z imprezy, festiwalu etc.

Dub Temple #74 – raport

Dub Temple #74 – raport

dt74foraWeeding Dub pojawił się w Krakowie po raz drugi, po długiej przerwie, tuż przed premierą swojego najnowszego albumu „Still Looking For” (moja recenzja tutaj). Ten francuski producent dał się poznać światu świetnymi, energetycznymi produkcjami łączącymi elektronikę, dub i często steppersową moc rytmu.

Gościem dodatkowym tego wieczoru była ekipa z Czech Dub From The Ground, która stopniowo i udanie rozpędzała publikę od roots&culture do mocnych dubów granych po 12. Weeding Dub wszedł na scenę ok. 1 już początek jego live actu zapowiadał, że będzie to intrygujący set. Mieliśmy okazję usłyszeć jego starsze utwory znane z singli i albumu, nie zabrakło mojego ulubionego „Fyah a go bun dem” z Echo Ranksem. Do tego dochodziły kawałki z nadchodzącej płyty, jak choćby ten, który pierwszy raz usłyszałem na Outlook Festival:




No i oczywiście musiał w końcu też rozbrzmieć mocarny głos Marka z Iration Steppas o tym, że sound system to trzeba mieć w DNA :). Ten kawałek to będzie killer i hymn zapewne niejednej sesji.




Wielkim plusem jest fakt, że Weeding Dub prezentuje swoje utwory w formie live actu, dzięki czemu znane numery można posłuchać z jakimiś nowymi detalami, w trochę innej formie niż zna się je z płyt. Na finał tej wysoko energetycznej sesji dostaliśmy „Judgement” z Inja.

Trzeba przyznać, że francuski producent ma co prezentować – niektóry kawałki to są parkietowe rozwalacze na całego. Do tego wie jak je chce zaprezentować i podąża tutaj ścieżką takich mistrzów dubowego live actu jak Dj Perch z Zion Train.

Posted by yarecki in Relacje
Dub Temple #73 z Kingiem Earthquakiem – relacja (17.10.2015, Kraków)

Dub Temple #73 z Kingiem Earthquakiem – relacja (17.10.2015, Kraków)

DT # 73To było prawdziwe święto dla polskich fanów sound systemowego grania z gatunku „heavyweight”. King Earthquake pierwszy raz w Polsce, i to na Dub Temple – imprezie zasłużonej dla polskiej sceny dub. Dodajmy do tego Dubseed Sound System, 32 000W mocy i już wiadomo, że to impreza z cyklu niezapomnianych, tym bardziej, że nie jest łatwo zobaczyć Kinga na imprezach wyjazdowych – od zawsze preferował granie na swoim soundzie, który to niestety uległ zniszczeniu w pożarze.
W dniu imprezy w krakowskiej Fabryce do boju rozgrzewała publikę załoga Roots Vibracji, serwując mix rootsów i nowszych brzmień. Krótko po 1 w nocy sam Król wkroczył do akcji. Już na wstępie zapowiedział, że będzie grał stare i nowy i trzeba przyznać, że konsekwentnie trzymał się tego przez całą noc – serwował nam cyklicznie od rootsu przez brzmienia z UK po swoje ciężkie produkcje. Jeżeli chodzi o korzenne brzmienia to usłyszeliśmy sporo killerskich, soundsystemowych kawałków – Burning Speara, sporo Twinkli, Johny’ego Clarkea, Lee Perry’ego, Devona Ironsa czy Wailing Souls. Z nowszych produkcji też przewinąła się masa mocnych kawałków – „Wicked Rule”, „Jahovia”, „Babylon is a trap”, „Babylon”, była Aisha, Colour Red. Wzmożoną aktywność na parkiecie można było zaobserwować, kiedy po takim roots&culture wstępie przechodził do swoich produkcji. W tych momentach mogliśmy posłuchać jego klasyków, było „Tribulation”, „Hotta Like Fire”, jego ulubione głosy czyli Joseph Lalibela, Sista Olidia, Izyah Davis, zapowiedzi nowości z Isaac Mentorem – od wokalnych wersji po instrumentalne, muzyczne trzęsienie ziemi prosto ze źródła…




Bardzo podobało mi się jego przemówienie dotyczące ludzi związanych z sound systemami – „every sound man should be honored”, taki blessing z ust takiej postaci jest bardzo inspirujący do działania. Po 3 w nocy King zaczął puszczać też swoje speciale, tutaj przewinął się genialny Error Dunkley, Johnny Clarke czy Big Youth. Nadal konsekwentnie raczył nas rootsem i trochę nowszymi brzmieniami, aby później rozwalić parkiet swoimi produkcjami, gdzie zwłaszcza jego niepodrabialne instrumentale zbierały solidne żniwo w postaci skankującej publiki (świetnej jak zawsze). Na poranne zakończenie dostaliśmy jego wersje  Collie Buddz’a „Come Around”.
To była wielka przyjemność kolejny raz posłuchać Kinga, jego charakterystycznych produkcji i co równie ważne – inspirujących słow; jest to osobowość, z której bije duża moc, nie wspominając o jego wkładzie w sound systemową kulturę. Z wielką nadzieją też przyjąłem jego słowa, że już niedługo będzie znów grał na swoim sound systemie…

Dobrej jakości nagrywka jest do posłuchania tutaj (big up Ojt!): http://www.talawa.fr/media/dub-temple-73-UStuH

Posted by yarecki in Relacje
Po Warsaw Underground Festival #5 – kilka słów

Po Warsaw Underground Festival #5 – kilka słów

wuf5obie

Będzie krótko, bo w zasadzie ciężko takie rzeczy oddawać słowami. Ta edycja WUFu była przełomowa, takiego czegoś jeszcze w Warszawie nie mieliśmy. Trzy sound systemy wysokiej mocy w jednym miejscu – ale ta moc bierze się nie tylko z kilowatów. W sobotę mogliśmy to poczuć we wszystkich wymiarach, od fizycznego do jakiegoś stanu ducha. Kultura sound systemowa daje nam basowy masaż muzyką, którą kochamy – ale i coś więcej, jakieś wspólne przeżywanie pasji – od selektorów/właścicieli scoopów, którzy poświęcają kawał swojego życia na podążanie tą ścieżką, na wygrzebywanie i zdobywanie unikalnej muzyki, którą prezentują na swoim sprzęcie – każdy z innym brzmieniem, każdy w swoim stylu. To też publika – ludzie, którzy z bananem na twarzy skaczą całą sesję i nad ranem wyglądają jak uśmiechnięte zombie – ale nadal nie mają dość. To organizatorzy, którzy nierzadko muszą zmagać się z przeciwnościami, aby doprowadzić do takich wydarzeń, z taką ilością nagłośnienia. To kultura, która niesie dobre przesłanie – trzeba się tylko jej poddać, wsłuchać i na chwilę odłączyć od rzeczywistości. Let’s occupy the session!

PS. Przepraszam za brak podsumowania sceny dubstep – niestety byłem tam za krótko, ale patrząc na wpisy poimprezowe nie mam wątpliwości, że było tam równie dobrze, co na zewnątrz.

PS2. Na stronie Mystic Dubs zaczynają być zbierane materiały + obowiązkowo obejrzyjcie świetne zdjęcie Bartka Murackiego z przygotowań!

Posted by yarecki in News, Relacje
Dub Club #4 (Warszawa) – relacja

Dub Club #4 (Warszawa) – relacja

dc4_netpromoZ lekkim poślizgiem, ale nie mogłem odpuścić tej relacji – bo po długiej przerwie Dub Club powrócił do Warszawy w bardzo dobrym stylu. Więc krótko chociaż parę zdań.

Miejscówka – komunikacyjnie bardzo dobra. Bardzo blisko metra, w podziemiu – aż się zdziwiłem, że w tej okolicy dla białych kołnierzyków i dziuń jakiś klub przystał na soundsytemową imprezę. Sam lokal bardzo spoko – fajna przestrzeń z barem (i miłymi ludźmi za nim) po obu stronach. Przy niewypełnionej sali trochę rezonował sufit, ale jak się ludzie zeszli, to już było git. A propos ludzi – frekwencja wg mnie nie najgorsza, oby tak dalej! Wstawione nagłośnienie Roots Revival (z tego co pamiętam to były 2 ściany po 3 scoopy + reszta) wystarczyło w zupełności, aby ładnie pokryć przestrzeń miłym dla ucha solidnym dźwiękiem z właściwym dla trzewi podmuchem basu.

Rozgrzewkowo zaczęli Roots Melody z bardzo dobrze nawijającym Liperem, zmienili ich Jah Love z dubwise’owym walcem, ich z kolei zmieniło Roots Revival w osobie samego Jaszola, zwalniając trochę tempo. Było coraz bliżej do Blackboard Jungle, w głowie non stop dźwięczał mi grany przez RR nowy African Simba – „it’s in the music, we put that message in the music”. No i nadszedł czas na gości z Francji, którzy walnęli niezłą selekcją dubplate’ów i własnych produkcji. Ale co mnie najbardziej urzekło – pięknie potrafili zbudować klimat. Po prostu z kawałka na kawałek było coraz więcej dobrej wibracji. Tak bez pośpiechu, tak naturalnie, z kawałka na kawałek…

Tyle krótkiego podsumowania – następny Dub Club z Mungos Hi-Fi. Miałem okazję zobaczyć ich na United Nations of Dub Weekender – będzie gruuuuuboooo, nie przeoczcie tego…

 

Posted by yarecki in News, Relacje
Natural Unite #7 – relacja

Natural Unite #7 – relacja

Kolejna, siódma już edycja krakowskiego cyklu Natural Unite za nami, czas zatem na krótką relację.

SAMSUNGImpreza miała miejsce w sprawdzonych murach Fortu nr 7, którego sala została udekorowana świeczkami i sound systemem Dubseeda. Także dojście do sali zostało ładnie oznakowane za pomocą rozpalonych świec, co m.in. spotkało się z dużym aplauzem przemiłego pana dozorcy, który nie musiał ganiać po terenie za szukającymi właściwego budynku ludźmi. No i wyglądało to bardzo klimatycznie.

Po soundchecku impreza powoli zaczynała startować – za sterami pojawił się Bush Doctah, do którego później dołączył jeden ze sprawców całego zamieszania – Gregory P. Z głośników płynęły bardzo dobre rootsy i duby, znów mogłem się przekonać jaką moc dają odpowiednie kilowaty (Sowell Radics!!!). Ludzi na początku mało, po czym nagle sala zrobiła się pełna i do swojego seta powoli przymierzał się Will Tee, wspierany tego wieczoru na mikrofonie przez Robbiego Culture. Zrobiło się bardzo dynamicznie, trzeba przyznać, że produkcje Willa potrafią nieźle kosić, do tego wsparcie głosem robiło w sumie porządny vibe. Gdy stery przejął Jonah Dan, wszyscy mieli już stawy (i nie tylko) raczej rozgrzane.

soundcheck

soundcheck

No więc Jonah wystartował i trzeba przyznać, że staż sceniczny robi swoje. To prawdziwy „one man army”, pełen dynamiki, świetnie radzący sobie z selekcją i mikrofonem . Poleciał ze swoimi produkcjami z Inner Sanctuary, ale w różnych sobie tylko zachowanych wersjach, nie zabrakło oczywiście Mesali i dubplate’ów. Na koniec imprezy niedobitki zostały dobite junglami, skończyło się to chyba wszystko świtem, co już jest chyba tradycją krakowskich imprez.

Tradycyjnie pozdrawiam wszystkich spotkanych, tych nie-spotkanych, leżankę za głośnikiem, MPK Kraków i ochronę na dworcu PKP.

Posted by yarecki in News, Relacje
Spotkanie 3 sound systemów – relacja

Spotkanie 3 sound systemów – relacja

Dub Temple #42 zasługuje na krótką chociaż relację – było to druga krakowska konferencja 3 sound systemów w jednym miejscu, pierwsza miała miejsce w zeszłym roku. Już przed wejściem na teren, gdzie zrobiliśmy krótki postój na, powiedzmy, wewnętrzne przygotowanie się, słychać było charakterystyczne dudnienie. To zwiastowało dobrze – muzyka jest zawsze najważniejsza i jest esencją, ale jeśli przy tym robi masaż ciała niskimi tonami no to nie może być lepiej. To jest dodatkowa energia, kilowaty mocy przetworzone w spalone kilokalorie. Jak to Black Roots śpiewają „natural reaction to the bassline is rockin'”. Graty Pandadreadów i Roots Revival ustawione były przy jednej ścianie, a Dubseeda po drugiej – zostawiając parę metrów przejścia. Naprzeciw siebie rozlokowane były stanowiska sterowania dźwiękiem i grajkowie. Takie rozlokowanie mi osobiście bardzo się spodobało – fabryczna sala została „otoczona” i zamknięta przez sound systemy.

Wszystkie załogi stanęły na wysokości zadania – było bardzo różnorodnie, były rootsy, ragamafiny, dub, dubplate’y, było wszystko. Granie na przemian różnych soundów powoduje czasem przeskoki stylistyczne, co wpływa trochę na dynamikę imprezy, ale to tylko moje osobiste odczucie. Pandadreadów na mikrofonach wspomagali m.in. Liper i Lightman, więc był niezły wokalny showcase. W Roots Revival Jaszol gadał, JSM miał podobno jakieś afrykańskie chanty śpiewać, ale w końcu siekli rootsiwami i najlepszą selekcją dubplate’ów z gatunku „trzęsienie ziemi” – od Johny’ego Clarka pod Dan I i ViolinBwoya. Dubseed najbardziej spójnie i konsekwentnie pompował głębokimi steppersami. Soundy grzmiały, na początku Dubseedowy grał w moim odczuciu jakby ciszej, ale później huknął już pięknym basem. Ale to może mój odbiór tylko – wiadomo jak jest, każdy inaczej rejestruje dźwięki, jest przygłuchy albo nie, otumaniony czymś tam, się źle czuje bo coś zjadł etc. itp. itd. Końcówka w bardzo dobrym stylu – Pandadready „Poor and needy” Misty In Roots, Dubseed „Shaolin Grade” Artikala i  Roots Revival „Shaka Shaka Warrior” ViolinBwoya. Rough&tuff jak to mawiają.

Piątka dla Dubseeda i grających, wszystkich zaangażowanych w organizację, dla publiki. Tradycyjne pozdrowienia dla wszystkich spotkanych – Natalii, Kasi, Gacka, Adama, Ani, Macieja, Kingi&Skierasa – do zobaczenia następnym razem pod scoopem.

Sound System rządzi!

 

Posted by yarecki in Imprezy, News, Relacje
Zebra live – wrażenia po koncercie

Zebra live – wrażenia po koncercie

W piątek miałem przyjemność uczestniczyć w koncercie promującym najnowszy album Zebry – „Electronic Heart”. Ich występ live pamiętałem jeszcze z Dub Gathering na pewnym skłocie, gdzie zaskoczyli mnie totalnie, później był Dub Statek ale tutaj z racji towarzyskich obowiązków 😉 niestety nie do końca byłem świadkiem/świadomym uczestnikiem koncertu. No więc wychodząc z domu zrobiłem postanowienie, aby odbić sobie ten Dub Statek i wsłuchać się na 100%.

Rozgrzewkę (i after) prowadził Maken – dźwięki przesycone reggaeową pulsacją rozgrzały mi odpowiednio bębenki.  Gdzieś po 22 na scenie pojawiła się Zebra i zaczęło się…Skrótowo mogę napisać tak – dałem się kompletnie wciągnąć w inny wymiar, z którego otrząsnąłem się po zakończeniu koncertu. Wymiar, w którym zostaje scena, muzycy i ich muzyka. Całkowicie legalny narkotyk, który powoduje odmienne stany świadomości.Tyle skrótowo – ale jak wiadomo na tym portalu właściciel płaci mi grube miliony za wierszówkę, bo dub jest tak popularny że czytają nas miliony….zaraz, wróć, to nie ten wymiar…No więc właściciel, którym m.in. jestem, postanowił pisać o tym co w dubie uznaje za dobre, więc skrótowo nie będzie – Zebra zasługuje na dłuższe potraktowanie.

Przyjemnie jest patrzeć na takich muzyków i artystów na scenie, dobrze jest widzieć, że się komunikują, że się widzą, słyszą. Że żadna sekcja nie wchodzi w paradę drugiej, a jednocześnie potrafi się wysunąć na pierwszy plan. Jako maniak sound systemowych digitalowych dubów z UK  cieszę się słysząc, że bas i bębny współgrają a nie grają osobno. I że nie brakuje solidnych pochodów basowych – to jest fundament, amen. Na tym wszystkim djembe, klawisze, dęciaki, wokal, sekcja dętą, wszystko miało swoje miejsce. Właśnie – dęciaki. Saksofonista momentami chwytał za flet, piękne to było jak razem z puzonistą kończyli jeden kawałek 1? 1,5 minuty? Z egzaltacji  zapomniałem, który to był utwór, zbierałem szczękę z podłogi. Takie coś widziałem ostatnio na koncercie Kiry i jej zespołu, a był to koncert jazzowy. Natomiast wokalistka Natalia naturalną charyzmą i ekspresją mogłaby obdzielić te wszystkie  śpiewające pindy z kolorowych stacji muzycznych z ich wyuczonymi choreografiami. I jeszcze by jej zostało i starczyło na następne partie produktów, przepraszam, artystek śpiewających. Fajnie jest widzieć, jak bez trudu przechodzi od śpiewu do prawie krzyku zachowując pełną świadomość jak korzystać z mikrofonu, aby nie zamieniło się to w hałas. No i tekstowo, słuchając Zebry jest się nad czym zastanowić, słowa to integralny składnik ich muzyki, a ich interpretacja zostawia już pole do popisu naszej głowie. To ważne, bo czasem jest tak, że słuchając tekstu utworu myślę, że wstawiłbym tam jakieś inne wersy i też byłoby ok. A w przypadku Zebry słuchając np. „Faustusa” nie wyobrażam sobie tam tej melodii bez tych słów. Ktoś by mógł pomyśleć, że przy takim poziomie artystycznym należy przyjść w garniturze i wysłuchać w skupieniu – nic bardziej mylnego – CDQ skakał, tańczył i bujał się w najlepsze – Zebra potrafi rozruszać i konkretnie się rozpędzić.

Zawsze zazdrościłem Francuzom ich sceny dubowej i ich zespołów – i zawsze podobało mi się to, że często dub był tam jednym z elementów ekspresji, a jednocześnie ich spoiwem. Teraz wyobrażam sobie koncert z międzynarodową ekipą: Brain Damage – Dubble Drop – Dub Engine – Zebra. I dzięki naszym dub-punkowcom nie mielibyśmy się czego wstydzić.

Posted by yarecki in News, Relacje
Dub Club z Jah Free

Dub Club z Jah Free

Jah Free jest na scenie dubowej od dawien dawna – jak zacząłem się interesować dubem to on już z powodzeniem na niej z powodzeniem egzystował. Bardzo charakterystyczny styl z cyfrowymi dęciakami i surowym brzmieniem dodać mięsisty bas (jego barwa z albumu Outernational Dub Convention do dzisiaj mnie zachwyca) daje w sumie kawał porządnego digital dubu. Zatem z dobrym nastawieniem opuściłem lokum dnia 13 kwietnia roku bieżącego udając się na ulicę Burakowską do klubu CDQ, który to klub obecnie jest jednym z niewielu miejsc dostępnych dla klabingu soundsystemowo-dubowego w Warszawie.

Dotarłszy na miejsce o godzinie 23 z radością ogarnąłem wzrokiem zastaną sytuację – Jah Love&Jah Wind już zdrowo trzęśli parkietem, na którym zebrała się grupka radośnie gibiącej się młodzieży. Coool, pomyślałem, a następnie zabrałem się za dostrajanie się do kilowatów płynących z głośników. Zajęło to chwilę, grający zmienili się na Roots Revival, którzy przypomnieli mi o zapomnianej 10” Kenny’ego Knotsa. Później natomiast uraczyli polską publiczność dubplatem Delroya Dyer’a z bardzo dobrym przekazem peace to you my brother, peace to you my sister (poniżej nagrywka z Nothing Hill, grane przez Channel One:




Disciples style, a jakże, królewski styl lat 90… Wracając do imprezy – Jah Free się zainstalował, były jakieś problemy ale rach ciach i już był gotów.

Pamiętając chwilę jego występu z Ostródy spodziewałem się bardziej „walcowatej” selekcji, ale nie – lata doświadczeń zrobiły swoje. Weteran sceny wiedział, jak rozwalić parkiet. Było trochę kontemplacyjnych kawałków w stylu tych z Sis Simiah, po czym płynnie przechodził do steppersowych zamiataczy takich jak jego kooperacja z Dan I – a reakcja publiki była entuzjastyczna.

http://www.youtube.com/watch?v=uHAyLFnEN_A

Nie mogło oczywiście zabraknąć showcase’a Pillar of Salt, czyli polskiego akcentu w dyskografii Jah Free. Wyjaśnienie dla bardzo młodych czytelników – w zamierzchłych czasach był taki polski label Siódemki.com, który wydawał winylowe płyty polskich i zagranicznych artystów. Był też taki sklep, gdzie te oraz inne płyty można było kupić. Labelu i sklepu już nie ma, muzyka pozostała i dalej cieszy – wersja Bob One’a jest ciągle top a top.

Wracając do imprezy – Jah Free uraczył nas też swoimi klasykami starymi i nowym jak Lighting Clap czy I am a rebel (czy mi się źle wydaje, że nie było Rod of Correction?), grał też swoje dubplate’y, z których szczególnie jeden zdawał się kruszyć ściany…Fajnie było też patrzeć jak się bawi swoją nietypową syreną. Do końca imprezy zostać nie mogłem, ale do 4 rano impreza była wg mnie nader udana. Wieść gminna niesie, że w Krakowie następnego dnia było równie zacnie i klimat dobry.

Pozdrowienia dla wszystkich uczestników, jak zwykle speszial liwikejszyn dla stałej załogi i dla Food Not Bombs za niezastąpiony i niezbędny w późnych godzinach prowiant.

Update: Rod of Correction poleciało już po moim wyjściu – thx Mafias Matjusz!

Posted by yarecki in Relacje